Port Rostocki, XII Grudnia, 1623/18 ? ?/2023 Roku Anno Domini
[...] Brzaskiem słońca, szlachcic roztworzył swe zaschnięte powieki. Szmaty, którymi się okrywał nocą, rzucił na bok i wypłynął z portu rostockiego. Ominąwszy Holstein, między myśli umysłu jego zalągł się pewien obraz — niemieckiej panienki, lekko obstukującej swymi obcasami brukowaną uliczkę. Zapamiętał, jakże mógłby inaczej, jej kasztanowe włosy na wzór morza rozłożone; oczy szare tak w jego (oczy) nagle zapatrzone, jakoby miały w sobie nawzajem utonąć; uśmiech rozkoszny co zastygł, lecz nie goryczą, a ciekawością i ducha mistycznością.
Wtem runął w falę, jako w kamień. Wypluł oddech, rozkojarzony własną wyobraźnią i wyjęty nią ze świata; pochwycił się jedną dłonią serca bijącego dzwonem, wtórą steru rozkołatanego. Przedzierając się przez burzliwość morską pchającą nań, jako jazdy kawaleryjskie, wysunął się na otwarte i spokojne morze. Nie wiedząc, iż znalazł się na łonie Oceanu, upajał się promieniem słońca, spływającym po jego licu i ścigającym krople słonej wody. Objął kierunek na zachód, by ujrzeć świat, który znał jeno z opowiadań. W chwili pozostał po nim mglisty ślad, a następnie zniknął już za horyzont... [...]